środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział jedenasty

   Stałam pośrodku kabiny i pozwalałam, aby woda opryskiwała moje nagie ciało. W międzyczasie rozmyślałam o Janku. Co ma znaczyć, że jego ,,starzy znajomi'' go tak urządzili? Dlaczego? Jak udało mu się uciec? W co on...
   Moje rozmyślania przerwał odgłos pukania do drzwi.
-Żyjesz tam? - usłyszałam głos Jasia.
   Dopiero zdałam sobie sprawę, że zajmuję łazienkę już co najmniej czterdzieści minut.
-Tak, zaraz wychodzę - odkrzyknęłam i czym prędzej sięgnęłam po ręcznik, którym się owinęłam.
-Myślałem że się tam utopiłaś - powiedział chłopak minutę później, gdy mijałam go w drzwiach.
-Przepraszam, zapomniałam że nie jestem u siebie... - odparłam zmieszana. Chłopak uśmiechnął się.
-Nic nie szkodzi - powiedział i zniknął za drzwiami łazienki.
   Kilka chwil później, podczas ekspresowego ubierania się - ekspresowego, w razie gdyby Janek wyszedł z łazienki wcześniej niż to sobie zaplanowałam - znowu oddałam się rozmyślaniu i snuciu wielu teorii na temat chłopaka.  Najprościej byłoby go po prostu zapytać, ale nie sądzę, aby to było stosowne. Gdy go wcześniej zapytałam o to, kto dźgnął go nożem, nie wydawał się tym zachwycony. Już wolę żyć w niewiedzy, niż żeby uznał mnie za natrętną.
   Rozdzielałam właśnie swoje mokre włosy palcami, gdy w pokoju zjawił się Jaś. Od pasa w górę był nagi, a na biodrach miał zawiązany ręcznik.
Mimo, że wczoraj spędziłam pół dnia na opatrywaniu go, to dopiero teraz zdałam sobie sprawę, jak ten chłopak jest dobrze zbudowany.
-Masz kręcone włosy? - spytał, sprawiając wrażenie zaciekawionego i zaskoczonego.
   Bardziej niż on, ja byłam zaskoczona, gdyż kompletnie nie spodziewałam się takiego pytania.
-Tak... niestety - odparłam.
-Dlaczego niestety? - spytał, wciąż nie odrywając wzroku od burzy loków na mojej głowie.
-Nie lubię ich.
-Są śliczne.
   Spłonęłam rumieńcem. Szybko odwróciłam głowę w stronę lustra i wróciłam do rozdzielania włosów. Z moich policzków nie chciał spełznąć czerwony kolor. W odbiciu lustra widziałam, jak Janek znika za drzwiami łazienki z czystymi ubraniami w ręku.
   Wypuściłam z ulgą powietrze z ust, choć wcześniej nawet nie wiedziałam, że wstrzymuję oddech. Co to ma znaczyć?
   Godzinę później stałam w salonie, z suchymi już, aczkolwiek poskręcanymi włosami i szykowałam się do wyjścia.
-Dzięki za opiekę... - wydusiłam do chłopaka.
-To chyba ja powinienem to powiedzieć.
   Posłałam mu blady uśmiech.
-To ja będę się zwijać, poradzisz sobie?
-Tak, nie jest tak źle - uśmiechnął się nieśmiało.
-Widzimy się w biurze?
-Widzimy się w biurze.
   Zegarek wskazywał godzinę 5:37, na dworze było już jasno. Obudziłam się jeszcze przed budzikiem, co zdarza mi się często. W moim łóżku było mi niewygodnie. Cały dom spowity był w ciszy, od której zdążyłam już się odzwyczaić. Byłam w swoim domu, a jednocześnie czułam się nieswojo. To naprawdę dziwne uczucie.
   Droga do pracy na moim ukochanym motocyklu jak zwykle zajęła raptem kilka minut. Kilka minut całkowitej wolności i ukochanej adrenaliny.
   Przekraczając próg biura nie spodziewałam się takiego odzewu. Gdy tylko postawiłam nogę za framugą usłyszałam radosny krzyk Davida, Clary i Sebastiana, naszego speca od kamuflażu. Posłałam im spojrzenie w stylu co-wam-odbiło i ruszyłam w kierunku swojego biurka. Nie było mi dane jednak tam dotrzeć, gdyż przede mną wyskoczył David.
-Jak się masz? - wręcz wykrzyczał emanując radością.
-Co wy tacy szczęśliwi? - spytałam ponuro. Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie.
-Monika, Monika, Monika... - pokręcił głową - jest co świętować.
-Niby co?
-Awans.
-Czyj?
-Twój!
   Spojrzałam zza Davida na resztę pracowników - wszyscy poza Andreą uśmiechali się do mnie pokrzepiająco. Wróciłam wzrokiem do chłopaka.
-Mówisz serio?
-Jak najbardziej - powiedział szczerząc się od ucha do ucha.
-Ale niby w jaki sposób? - spytałam z niedowierzaniem - przecież ostatnią akcję zawaliłam i... - chłopak mi przerwał.
-Nic nie zawaliłaś. Wręcz przeciwnie, wyszło lepiej niż byśmy chcieli.
   Nie dowierzałam jego słowom. To niemożliwe.
-Ale... ale... że co?!
-Chodź usiądziemy, wszystko ci opowiem.
   Udaliśmy się do mojego biurka, po którego obu stronach usiedliśmy. Oparłam łokcie i spojrzałam na niego oczekując wyjaśnień.
-No więc zaczęło się od tego, że Lubasznikow trafił na przesłuchanie.
-Mhm - mruknęłam. David kontynuował:
-Facet kompletnie nie chciał nic powiedzieć. Twierdził, że uśpił cię w celu obronienia się, a nas zaatakował bo pomyślał, że jesteśmy włamywaczami - zrobił krótką pauzę - powiedział, że to my powinniśmy trafić za kratki. Prezydent dowiedział się o tym, że Lubasznikow jest zatrzymany i domagał się wyjaśnień. Ponadto chciał nawet zwolnić ciebie, mnie i Roberta. Zrobiłby to, gdyby nie ty. Gdy Clary przyniosła nam pendrivea od ciebie, sprawa przybrała zupełnie inny obrót. Z początku Lubasznikow wypierał się wszystkiego, ale gdy tylko go przycisnęliśmy zaczął gadać. Okazało się, że sprawa jest poważniejsza niż sądziliśmy na początku. Co najśmieszniejsze, z prezydentem nie ma to wielkiego związku.
-To czemu zlecił śledzenie go? - spytałam.
-Ze ściśle strzeżonych akt spoczywających pod opieką prezydenta coś zniknęło. Nie było wiadomo co, jednak było wiadome, że to sprawka Lubasznikowa. Prezydent pomyślał więc, że gość chce go ośmieszyć, albo w coś wrobić, bądź cokolwiek innego, co mogło by mu zaszkodzić.
-A o co chodzi z tym Programem Ochrony Świadków?
-Cóż, to już grubsza sprawa. Nie wiemy jeszcze wszystkiego, ale Lubasznikow twierdzi, że on był tylko pośrednikiem i miał go tylko dostarczyć.
-Komu?
-Tego nie wiemy.
-Ale po co jeździł po tylu krajach zamiast w jak najszybszym czasie przekazać ,,przesyłkę'' ?
-Tego też nam nie wiadomo.
-Cóż, z tego co mówisz wnioskuję, że ciekawa sprawa się szykuje. Kiedy Lubasznikow ma następne przesłuchanie?
   David na chwilę się zamyślił.
-Z tego co wiem, to ma je regularnie co trzy dni.
   Oparłam się wygodnie o oparcie fotela i skrzyżowałam ręce na piersi.
-No to chyba muszę złożyć mu wizytę.
   David uśmiechnął się zadziornie.
-Cała ty - pokręcił głową ze śmiechem.
   W tym samym momencie w progu drzwi wejściowych stanął Janek. Jak zwykle ubrany był stylowo, a jednocześnie elegancko. Miał zmierzwione włosy, całe w nieładzie, co dodawało mu uroku. Jego młoda twarz dzisiaj wyglądała dojrzalej niż zwykle. Czyżby ciężka noc?
   Chłopak wolnym krokiem podszedł do mojego biurka.
-Cześć - powiedział, patrząc na mnie.
-Hej - uśmiechnęłam się. Kąciki ust chłopaka lekko się poruszyły, ale nic więcej. Wszystko z nim w porządku?
-Dobrze się czujesz? - spytałam, wciąż nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego.
-Tak - mruknął i przeniósł wzrok na Davida, który siedział w jego fotelu.
-A, chcesz usiąść? - zapytał David Janka, nieco zbyt przejętym tonem - już się usuwam.
   Chłopak z pośpiechem wstał z fotela i gestem zaprosił Jasia do  zajęcia miejsca. Jak dla mnie było to trochę przesadzone. No cóż... David.
-A i jeszcze jedno - rzucił chłopak na odchodnym - Robert chciałby cię widzieć - puścił do mnie oczko i odszedł.
-Jak się czujesz? - zapytałam raz jeszcze Jasia - nie wyglądasz najlepiej.
-No dzięki - uśmiechnął się - czuję się dobrze, nie martw się.
   Posłałam mu łagodny uśmiech.
   Siedziałam w biurze Roberta i słuchałam opowieści Davida, z nieco bardziej rozbudowanymi opisami. Co jakiś czas potakiwałam głową.
-No a teraz musimy jeszcze z niego wyciągnąć resztę informacji - spojrzał na mnie z szacunkiem - liczę na ciebie.
-Nie ma sprawy, zjawię się na najbliższym przesłuchaniu - odparłam.
-Pozostaje jeszcze jedna kwestia - twój awans.
   Spojrzałam na niego wyczekująco.
-Tak się składa, że nadarzyła się idealna okazja, aby go ogłosić.
-Tak?
-Coroczny dwudniowy bankiet dla agentów.
   Zatkało mnie. Te bankiety wbrew pozorom sa nawet spoko. No ale żeby od razu na nim ogłaszać mój awans...
-Ale musimy to robić z takim rozgłosem? - wbiłam wzrok w swoje kolana.
   Zarechotał chrypliwym głosem.
-Nie musimy, ale to doskonała okazja aby pochwalić się, jakich złotych pracowników mamy w NASZYM biurze.
   Posłałam mu ciepłu uśmiech.
-A gdzie w tym roku ten bankiet? - spytała mnie Clary podczas przerwy na lunch.
-Nie wiem, nie pytałam, wiem jedynie, że będzie trwał dwa dni i na ten czas będziemy przebywać w jakimś hotelu.
-Pamiętam ten bankiet rok temu... - powiedziała rozmarzonym głosem -co to się działo...
-Ja niewiele pamiętam, trochę przesadziłam z tequilą - odparłam, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-A tak, pamiętam... Pamiętam też jak weszłaś na stół i chciałaś tańczyć - zaczęła się śmiać - i jak David cię potem wynosił - tu nie wytrzymała i oddała się dwuminutowemu napadowi śmiechu.
-No cóż - powiedziałam, gdy dziewczyna się uspokoiła - ja przynajmniej nie wrzuciłam Roberta do basenu.
   Spojrzałyśmy po sobie, po czym obie oddałyśmy się niekontrolowanemu napadowi śmiechu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witajcie po małej przerwie świątecznej :D
Mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni, gdyż nie robię z siebie polsatu już od dwóch rozdziałów :D
W razie pytań zapraszam na mojego aska:

http://ask.fm/Im_not_Cinderella

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA :)

6 komentarzy:

Chętnie poznam Twoją opinię :)