Chłopak był wysoki i szczupły, a jego ciemne włosy nabrały lekkich odcieni rudości na skutek promieni słońca. Wyglądał sympatycznie.
-Cześć, jestem Monika - powiedziałam siląc się na miły wyraż twarzy. Widać, że był zdziwiony moją postawą, pewnie słyszał co stało się z jego poprzednikami.
Podał mi dłoń i się przedstawił:
-Cześć, jestem Jaś... to znaczy Jan. Jan Dąbrowski.
Chłopak był wyraźnie skrępowany. W sumie to... słodkie. Tak jak to, że zamiast Jan przedstawił się jako Jaś.
-Monika! - skarciłam się w duchu - nie możesz postrzegać swoich współpracowników jako obiektów seksualnych!
-Miło mi. - znowu użyłam tego miłego tonu - będziemy razem pracować.
-Tak... tak, ja... eeee... jestem zaszczycony... eee... - zachciało mi się śmiać z jego zachowania.
-Usiądź - wskazałam gestem na krzesło, sama siadając po przeciwnej stronie biurka - na początek objaśnię ci zasady...
Zaczęłam mówić to co zwykle, czyli że ma mnie się zawsze słuchać podczas akcji, nie używać broni bez wyraźnego powodu, bla bla, bla bla. Ogółem zbiór zasad i przepisów, których bezwarunkowo ma przestrzegać. Jeszcze żaden jego poprzednik nie działał według nich w stu procentach. Żaden.
-Czy wszystko zrozumiałeś? - zapytałam.
-Tak... tak.
-To dobrze. Potrafisz strzelać? - sądząc po jego minie chyba go zaskoczyłam nagłą zmianą tematu.
-Tak, podobno całkiem nieźle. - w końcu powiedział jakieś zdanie bez zająknięcia.
-Dobrze, w takim razie jutro pojedziemy na strzelnicę i ocenimy twoje umiejętności - powiedziałam to siląc się na jak najbardziej profesjonalny ton - a teraz proszę cię, zaparz mi kawę.
Posłusznie oddalił się w stronę expresu, choć znając życie nie spodziewał się takiej prośby. Wszyscy nowi zawsze myślą, że jak dostali się na szkolenie do FBI to od razu będą jakimiś super tajniakami z bronią, będą jeździć na mega niebezpieczne misje i się szefować. Nie lubię takiego zachowania. Najgorzej jest gdy przyślą ci jakiegoś starszego od ciebie żigolaka, który nie dość, że uważa się za Bóg wie kogo, ciebie uważa za jakąś pierwszą lepszą małolatę, która na stanowisko dostała się przez łóżko, to w dodatku w pewnym momencie zaczyna z tobą flirtować. Tak tak, dobrze cię pamiętam Ósemko. Twój krzyk wywołany złamaniem nosa był dla mnie niczym najpiękniejsza pieśń.
Dąbrowski przyniósł mi całkiem dobrą kawę, którą sam posłodził odpowiednią ilością cukru. Nie wiem czy kogoś spytał, czy też strzelał, ale jak na razie dobrze się spisuje. Teraz siedzi sobie cicho i czeka na dalsze instrukcje. Łał. To mi się jeszcze nigdy nie przydarzyło. Postanowiłam być miła i dałam mu jakieś proste dokumenty do wypełnienia, aby się chłopak nie nudził. Wypełnił je w ciszy. Duże łał. To to już w ogóle nigdy mi się nie zdarzyło. Jeśli tylko okaże się taki rzetelny podczas akcji, myślę, że zostanie z nami na dłużej.
Właśnie dosiadałam mój motocykl, gdy zobaczyłam Nowego, jak wsiada do samochodu. Nie jestem wybitnym znawcą samochodów, ale ten akurat wyglądał na drogi. W FBI, będąc szpiegiem na moim poziomie płacą wręcz fortunę, dlatego mnie jest stać na takie auto. Ale jego? On nie zachowuje się jak ktoś z bogatej rodziny, więc pozostaje tylko jedna opcja - został wcześnie rekrutowany. Ten chłopak powoli zaczyna mnie intrygować...
Leżałam właśnie na kanapie i oglądałam jakiś śmieszny film, gdy odezwał się dźwięk telefonu. Spojrzałam na ekran - to Ana, moja najlepsza przyjaciółka. Podniosłam urządzenie i nacisnęłam zieloną słuchawkę:
-Heeeej - usłyszałam wesoły głos Any.
-Heeeej - odpowiedziałam równie wesoło.
-Co tam słychać?
-To co zawsze.
-To znaczy? - w jej głosie usłyszałam nutkę zniecierpliwienia.
Zaczęłam jej opowiadać o wszystkim co wydarzyło się od czasu jej ostatniego telefonu, czyli od wczoraj. Jak można się domyślić nie było tego dużo.
-... a potem poznałam tego całego Dąbrowskiego.
-Jak ma na imię?
-Jan.
-Ładne imię - przyznała - i w dodatku takie skomplikowane, aż dziwne, że je zapamiętałaś!
-Oszczędź sobie ten sarkazm - wywróciłam oczami - ty mów lepiej co u ciebie w tej całej Anglii.
Ana zaczęła mi opowiadać o wszystkim: o swoim dniu, o szefie, o tym, że kupiła psa i o tym, jak jej narzeczony wywołał pożar w kuchni.
-Hahahaha! Nie miałam pojęcia, że marchewka jest tak bardzo łatwopalna.
-To nie jest śmieszne... - rzuciła Ana z udawanym wyrzutem.
-Jest, uwierz mi. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Ja muszę kończyć - wyczułam delikatny smutek w jej głosie - tęsknię.
-Ja też za tobą tęsknię. Pa, do jutra.
-Papa. - rozłączyła się, a ja znowu zostałam sama ze sobą.
Obudziłam się w środku nocy. Była wyjątkowo ciemna, na niebie nie było widać ani jednej gwiazdy, a księżyc chował się za chmurami. Powoli ustawiłam się do pozycji siedzącej. Zmęczonymi oczami rozejrzałam się po pokoju i znowu opadłam głową na poduszki.
Wtedy to usłyszałam. Dźwięk rozbijającego się wazonu. Gwałtownie wyskoczyłam z łóżka i zabrałam z szuflady pistolet. Cicho i powoli skierowałam się ku drzwiom i wyjrzałam przez nie. Niczego nie zauważyłam. Ostrożnie przekroczyłam próg i szybkim ruchem zapaliłam światło. Nie zauważyłam nikogo. Moją uwagę zwróciło otwarte okno balkonowe i szczątki wazonu. Może to wiatr go strącił ze stołu? Istnieje taka możliwość. Tylko... nie przypominam sobie, abym dziś wychodziła na balkon.
Podeszłam do okna i zamknęłam je z hukiem. Westchnęłam, po czym odłożyłam pistolet na stolik, a sama usadowiłam się na kanapie. Oparłam głowę o oparcie i przymknęłam oczy. Nagle ktoś chwycił mnie za gardło.
Jak mogłaś skończyć w takim momencie? ;-;
OdpowiedzUsuń